Już tyle czasu minęło, a ja wciąż wracam w to samo miejsce. Sporo się zmieniło w moim myśleniu. Prawie cały rok 2016 był spokojny jeśli chodzi o Ane (bo niestety inne sprawy wciąż mnie nękały). Jadłam normalnie, nawet siebie akceptowałam. Mimo wagi wyższej niż na początku - było dobrze.
Wszystko zmieniło się w listopadzie. Znów zaczęłam się odchudzać. Weszłam na wagę i ta wskazała 55,5 kg. Przeraziło mnie to. Problem był taki, że Ana już nie była ze mną. Zaczęła nawiedzać mnie Mia. To co schudłam, tyłam. Najniższa waga jaką miałam od tamtego czasu była 10 marca i wskazywała 52,3 kg, a najwyższa 57 kg. Nie umiałam się opanować.
Już mnie męczą te ciągłe wahania wagi.
Od 26 kwietnia staram się z tym skończyć na dobre. Aktualnie staram się jeść wegańsko i nie liczyć obsesyjnie kalorii, ale nie chcę przekraczać 1000. Muszę się opanować. 24 kwietnia waga wskazała 54,2 kg, ale 26 kwietnia 56,7. Wiem, że był to efekt dwudniowego obżarstwa, więc nie znam swojej realnej wagi. Staram się ograniczyć ważenie, lecz różnie mi to wychodzi. Wierzę, że już będzie lepiej. Nie mogę na siebie patrzeć.
Szczerze mówiąc zapomniałam o tym blogu. Przez ten czas prowadziłam pamiętnik i udzielałam się na
asku. Teraz przeniosę się również tutaj.